Zawsze gdy słyszę, że polskiej branży gastronomicznej tak źle i niedobrze, to mam przed oczami dwa obrazki.
1. Włochy. Pizzeria. Gospodarz wita klientów i generalnie ogarnia logistykę, dba o komfort gości. Żona przyjmuje zamówienia. Syn kręci placki. Córka przygotowuje składniki. Miło, skromnie, autentycznie.
2. Polska. Pizzeria. Właściciel siedzi gdzieś z boku przy stoliku wystrojony w ciuchy z najnowszej kolekcji. Na podjeździe najnowsze BMW w leasingu i Mercedes jego partnerki, która akurat wróciła od fryzjera. Obsługuje mnie znudzona dziewczyna która w sumie nie wiadomo czy jest bardziej wykończona, czy po prostu ma wyjebane.
I teraz tak. We Włoszech za margaritę miesiąc temu w znanej dobrej knajpie płaciłem – w przeliczeniu – 22 złote. W Polsce? Minimum 28 złotych za coś co nie jest drożdżówką z goudą.
pokaż spoiler A kawa to już w ogóle jest jakieś nieporozumienie. W centrum Neapolu za idealne espresso (no dosłownie kawowy balsam) zapłacisz 5 złotych. W Polsce ciężko się zmieścić w 10 złotych.
Ano i chyba nie muszę mówić, gdzie smakowało lepiej. I proszę nie mówić ,,a bo Włosi mają mozarellę na miejscu a do nas trzeba sprowadzać” bo wcale nie widzę u nas jakichś lokalnych specjałów zrobionych z lokalnych ryb, oscypków czy mazurskich wędlin w cenie połowy minimalnej stawki godzinowej.
Gastronomie! Mniej aut w leasingu, więcej autentyczności!
#gospodarka #gorzkiezale #wlochy #jedzenie71
Powered by WPeMatico