[Jedną] z niewątpliwych tajemnic polityki fiskalnej wielu wczesnych królestw [jest] dlaczego w ogóle pobierały one podatki. Tego pytania zwykle sobie nie zadajemy. Odpowiedź wydaje się oczywista. Rządy pobierają podatki, ponieważ chcą się dobrać do pieniędzy obywateli. Jeśli jednak Smith miał rację, a złoto i srebro stały się pieniędzmi za sprawą naturalnych procesów rynkowych, całkowicie niezależnie od działalności rządów, to czy wówczas nie byłoby lepiej po prostu przejąć kontrolę nad kopalniami złota i srebra? Królowi wystarczyłoby wówczas pieniędzy na wszystko. W ten sposób postępowali na ogół władcy starożytni. Jeśli na ich terytorium znajdowały się kopanie złota i srebra, sprawowali nad nimi kontrolę. Jaki sens miało wydobywanie złota, stemplowanie go własnym wizerunkiem i wprowadzanie do obiegu wśród poddanych, aby następnie zażądać od nich jego zwrotu?
To rzeczywiście dość zagadkowe. Jeśli jednak pieniądze i rynki nie powstają samorzutnie, jest to w istocie doskonale logiczne. Na tym polega najprostszy i najefektywniejszy sposób tworzenia rynków. Weźmy hipotetyczny przykład: załóżmy, że król chce wyposażyć pięćdziesięciotysięczną armię. W starożytności lub średniowieczu wyżywienie sił tej wielkości stanowiło gigantyczny problem. Kiedy armia nie znajdowała się w ruchu trzeba było mieć do dyspozycji niemal taką samą liczbę ludzi i zwierząt, aby zdobyć i dostarczyć jej niezbędne zaopatrzenie. Jeśli jednak po prostu rozda się żołnierzom monety, a następnie wprowadzi wymóg nakazujący każdej rodzinie w królestwie zwrócenie władcy jednej z nich, przekształca się całą gospodarkę narodową w ogromną machinę zaopatrzenia dla wojska. Od tego momentu bowiem wszystkie rodziny, które chcą uzyskać dostęp do monet, muszą znaleźć sposób, aby włączyć się w ogólny wysiłek dostarczania żołnierzom niezbędnych artykułów. Rynki pojawiają się jako efekt uboczny.
To nieco komiksowy opis. Nie ma jednak wątpliwości, że rynki rozwijały się wokół starożytnych armii. Wystarczy rzucić okiem na ‚Arthaśastrę’ Kautilji, „krąg suwerenności” Sasanidów lub chińskie ‚Yán Tiě Lùn’ [‚Debaty o soli i żelazie’], aby się przekonać, że starożytni władcy poświęcali dużo czasu rozważaniom na temat związków między kopalniami, żołnierzami, podatkami i żywnością. Zdaniem wielu z nich stworzenie tego rodzaju rynków nie tylko pozwalało zaopatrzyć żołnierzy, lecz zapewniało również inne korzyści. Oznaczało bowiem, że urzędnicy nie muszą już pozyskiwać potrzebnych im artykułów bezpośrednio od ludzi ani produkować tych rzeczy w królewskich warsztatach i majątkach. Innymi słowy: mimo wciąż utrzymującej się liberalnej sugestii — wywodzącej się, jak poprzednio, od Smitha — że państwa i rynki są w jakiś sposób ze sobą sprzeczne, świadectwa historyczne pokazują, że prawda jest dokładnie odwrotna. W społeczeństwach, w których nie ma państwa, zwykle nie ma również rynków.”
~David Graeber
#gospodarka #ekonomia #historia #antropologia #socdem
Powered by WPeMatico