Grzanie tematu nieruchomości i „bańki” na tym rynku przypomina mi rodzinną historię sprzed prawie 10 lat.
Kuzyn z Trójmiasta szybko się dorobił na imporcie jakiegoś chińskiego badziewia i pobudował elegancką willę pod Sopotem, gdzie zamieszkał z rodziną. Jakoś niedługo później zmarła jego matka (ojciec już wcześniej nie żył) i dostał po niej małą kawalerkę w centrum Gdańska. Standard niski, ale lokalizacja miodna. Bez problemu ją wynajął, a po po roku zdecydował, że wystawi na sprzedaż. Z najemcą dogadał się, że może tam nadal mieszkać, ale raz w miesiącu uodstępni lokal na oglądanie potencjalnym kupującym. No i wystawił, ale dał relatywnie wysoką cenę. Zapytania owszem były, ludzie przychodzili, oglądali (zbierał grupy po parę osób), ale wszyscy chrząkali, że za drogo i chcieli upustów 20-30%. A on się nie zgadzał. I tak się bujał kolejne 7 lat z tym mieszkaniem. (Później już nawet nie przyprowadzał ludzi na oglądanie, tylko zrobił dokładne zdjęcia i nagrał film, że można sobie było wszystko obejrzeć.) A na pytanie rodziny* „a dlaczego nie opuścisz ceny”, niezmienni odpowiadał „a bo mi się nie spieszy, a za mieszkanie i tak mi płacą”. Sprzedał dopiero w 2019 r. facetowi, któremu zależało dokładnie na tej lokalizacji, bo na przeciwko miał pracę. Za swoją cenę (oczywiście podwyższoną o koszta inflacji w ciągu tych dobrych kilku lat, które czekał, co roku zresztą podwyższał cenę nieruchomości nieco powyżej wskaźnika inflacji). A morał z tego jest taki, że „bańka” może nie pęknąć, bo większość właścicieli jest w sytuacji tego kuzynka. Nawet by sprzedali, ale ponieważ zarabiają na nieruchomości (nie dużo, bo nie dużo, ale jednak), to im się nie spieszy i mogą spokojnie bardzo długo czekać…
*Tak, to ja byłem tą rodziną. Serio. To ja go głównie pytałem czemu nie obniży ceny.
pokaż spoiler #nieruchomosci #mieszkanie #mieszkaniedeweloperskie #ekonomia #gospodarka #dom
Powered by WPeMatico