Bendyk: Zagraliśmy w polaryzację, żeby nie myśleć o bardziej strasznych rzeczach
z prezesem Fundacji Batorego Edwinem Bendykiem rozmawia Grzegorz Sroczyński
Ta kampania była przede wszystkim dziwna. Ona służyła zapomnieniu i znieczuleniu. Ona była uspokajająca psychologicznie, bo ominęła wszystkie krwawe problemy, które stoją za naszymi drzwiami. Po raz kolejny zagraliśmy w polaryzację, żeby nie myśleć o dużo bardziej strasznych rzeczach. Z badań wynika, że zdecydowana większość Polaków chciałaby wrócić do normalności, do tego, co „było przed pandemią”. I dlatego nie chcemy dopuścić myśli, że nadchodzi tsunami. Nie chodzi mi tylko o możliwą drugą falę pandemii, ale przede wszystkim o kryzys gospodarczy.
Czeka nas reorganizacja gospodarki i polityki. Odchodzi nasz świat. Naprawdę. I to wielkie nowe wyzwanie zostało w kampanii całkowicie pominięte. To była kampania prowincjonalna, nie istniało w niej nic poza Polską. Myślę, że my po prostu cholernie boimy się tej zmiany, boimy się końca względnie wygodnego status quo, które mieliśmy przez ostatnie dekady: PKB rośnie, jest dobrze, no, może teraz przez chwilę nie rośnie, ale zaraz wszystko wróci do normy. A że za drzwiami potwór czyha, to lepiej o tym nie rozmawiać. Bo jak się nie rozmawia, to tego nie ma.
I nie będzie to żaden wydumany potwór Gender, tylko potwór realny. A w zasadzie trzy potwory: kryzys, zmiany klimatyczne i depopulacja Polski. Krwawe rzeczy. No to już lepiej się bać LGBT. Polska polityka ma dziś taką niedobrą funkcję, że pozwala nam się oszołomić, zapomnieć, przespać tę całą zmianę świata dookoła. Mimo emocjonalnego wrzenia to jest w gruncie rzeczy sen. Dzięki temu o masie trudnych rzeczy nie musimy myśleć. Plaże są pełne, a my odwracamy się plecami od nadchodzącego kryzysu.
Obóz PiS wykorzystał pandemię do wzmocnienia władzy, do niczego więcej, żadnej poważniejszej refleksji nad przyszłością.
A tak w ogóle to oni udają. Strasznie udają. że mają wpływ na bieg spraw, oni udają suwerenność. Mimo tego ciągłego gadania o „odzyskiwaniu podmiotowości” przez Polskę, to polityka prowadzona przez PiS ma coraz mniejszy wpływ na cokolwiek, jeśli wziąć pod uwagę rzeczywiste problemy, poczynając od samego wirusa, a kończąc na międzynarodowym kapitale. Nasza gospodarka po 2015 roku – mimo tej całej retoryki repolonizacji – była napędzana coraz większą integracją z gospodarką zachodnią, głównie niemiecką, wystarczy na statystyki popatrzeć. Czyli – mówiąc językiem prawicy – stajemy się coraz bardziej kondominium i podwykonawcą. Oni przecież znają te liczby i wiedzą, że nie udało im się odzyskać wpływu na nic ważnego. Że nie potrafią zmieniać rzeczywistości. Więc ich celem stała się już wyłącznie reprodukcja władzy, układ klientystyczny, oligarchia.
Polityka w sensie społecznym jest dziś zakładnikiem elektoratu senioralnego. Myśmy głęboko weszli w proces starzenia się społeczeństwa, łącznie z wyludnieniem, weszliśmy w trwały trend wymierania. (…) I to jest strukturalny problem, ma wiele odsłon. Ci młodzi muszą zostać włączeni do polityki w inteligentny sposób, przecież to oni będą wytwarzać dochód narodowy, żeby zapewnić starszym emerytury, a nierównowaga będzie coraz większa. I dziś nie wiemy, jak z tym problemem sobie poradzić w warunkach gry demokratycznej. To że następuje radykalizacja postaw w młodym pokoleniu jest moim zdaniem jedną z odpowiedzi młodych, którzy czują, że dla nich demokracja przestaje być grą, w której warto uczestniczyć. Bo po prostu oni się nie liczą, ich głosy są mało ważne, więc może trzeba to rozwalić.
Wymyślenie takiej nowej solidarności między pokoleniami będzie cholernie trudne. Już widać w niektórych miastach, jak to się wymyka spod kontroli. Skuteczność seniorów powoduje, że w ich stronę przesuwają się ograniczone zasoby i problem rywalizacji o nie będzie narastać. W tych dzielnicach miast, gdzie mieszka dużo osób starszych zaczyna np. brakować pieniędzy na inwestycje w szkoły, mniejsze są dodatki motywacyjne dla nauczycieli. Trudno będzie przy gwałtownie starzejącym się społeczeństwie przeforsować większe nakłady na edukację, żeby szkoła opiekowała się dziećmi do późnych godzin popołudniowych, oferowała bezpłatne zajęcia dodatkowe.
Drugi krwawy problem to transformacja systemu energetycznego, czyli podstawy funkcjonowania każdej cywilizacji. I musimy to zrobić systemowo, a nie czekać, aż kapitał za nas zdecyduje i powie – jak ostatnio – „nie wybudujemy wam elektrowni węglowej w Ostrołęce, bo to się już nie opłaca”. Na razie jest tak, że dopóki nie ma decyzji kapitału, to udajemy, że rządzimy tym „suwerennie” i możemy zrobić wszystko. Trzeba zacząć rozmawiać z górnikami i z nimi budować ten projekt przejścia, zamiast marnować zasoby na podtrzymywanie nierealnej wizji.
Transformacja energetyczna daje szansę wzmocnienia wsi. Wieś może się stać przestrzenią dla infrastruktury naszej przyszłej cywilizacji, bo poza energią w postaci żywności może dostarczać energię w postaci prądu. (…) Jak patrzymy na siatkę osadniczą w Polsce, rozkład miast, wsi, dużych miast, średnich miast, to jesteśmy pod tym względem niesamowicie wdzięcznym krajem, bo równomiernie zabudowanym i łatwym do modelowania układu rozproszonej energii. Tylko trzeba mieć plan, uzgodnić go na zasadzie okrągłego stołu i realizować konsekwentnie przez 30 lat. Można oczywiście proces puścić na żywioł, uznać, że sprawą zajmą się państwowe koncerny energetyczne oraz obcy kapitał – na razie w tym kierunku to zmierza. Ale można też odwołać się do modelu spółdzielczego i aktywizowania ludzi na wsi.
Potrzebne jest odnowienie idei samorządu na dole, przypomnienie, że to wspólnota mieszkańców, a nie tylko system zarządzania. Bo zbyt często mamy w Polsce technokratyczny model samorządu, który jest związany z wydawaniem unijnych pieniędzy. W Polsce rozwinęła się klasa średnia, nie tylko w miastach, ale też na obszarach wiejskich, która ma spore zasoby materialne i trochę czasu. I pytanie, jak tych ludzi mocniej włączyć w samorządność.
Najbardziej się boję wojny. Te wszystkie napięcia mogą prowadzić do przesileń o charakterze wojennym. Wyczerpywanie się zasobów i rosnąca świadomość deficytów zwykle prowadzi do konfliktów. Oczywiście nie musi to mieć charakteru wojny światowej, tego raczej się nie spodziewam, bardziej myślę o takich ruchach, jakie obserwujemy w Ukrainie Wschodniej. Model wojen hybrydowych, które służą destabilizacji i są bardzo funkcjonalne z punktu widzenia pewnych grup kapitału i prowadzenia biznesu.
Spójrz na naszą historię: myśmy upadali wtedy, kiedy wypieraliśmy świadomość zagrożeń i nadchodzących kryzysów. Tak było w XVII wieku, kiedy w zmieniającym się świecie próbowaliśmy trwać jako mocarstwo zbożowe oparte na pracy folwarcznej. Po co stawiać pytania o sens tego modelu, przecież działa, nam nie są potrzebne żadne światowe nowinki – tak można streścić szlachecką publicystykę tych czasów. Dokładnie tak samo było w ostatniej kampanii wyborczej.
#publicystyka #socdem #polityka #gospodarka #koronawirus #polska #swiat
Powered by WPeMatico