Czyż sam fakt odzyskanie szczytów nie jest wskazówką, że nie było żadnej bańki w wycenach? Gdy bańka pęka, odzyskanie szczytów zawsze trwa długie lata. A taki impuls jak niedawne zamknięcia wszystkiego z pewnością byłby wystarczający, aby prawdziwą bańkę pęknąć.
Czyż fakt, że wyceny powracają do poziomów sprzed zamknięć i nie wyżej nie przeczy tezie, jakoby wzrosty powodowane były przede wszystkim rosnącą podażą pieniądza? Gdyby faktycznie giełdy rosły, bo inwestorzy nie mają gdzie ulokować pieniędzy, to przecież poziomy z lutego nie miałyby większego znaczenia? Zwłaszcza jeśli przyjąć, że takie wyceny i tak są oderwane od fundamentów.
Alternatywna teoria: wzrosty od dołka z marca są uzasadnione tym, że nie było końca świata. Przeciwnie, obawy w zw. z koronawirusem były grubo przesadzone. Jego wpływ ograniczy się do 1-2 kwartałów. Co więcej, zamknięcia nie przerwały cyklu rozwoju gospodarczego i towarzyszącej mu hossy na giełdach. Relatywnie wysokie wartości P/E biorą się z uzasadnionych oczekiwań ponadprzeciętnego wzrostu zysków spółek w nadchodzących latach.
Wniosek: jeśli giełdy w USA i DE poprawnie wyceniają akcje zgodnie z powyższą tezą, a Polska gospodarka nie straci na całym zamieszaniu relatywnie dużo (a mówi się, że powinna ucierpieć stosunkowo mało), to.. radzę pakować się do pociągu ( ͡° ͜ʖ ͡°)
#inwestycje #gospodarka #gielda #przemyslenia #przemysleniazdupy
Powered by WPeMatico